środa, 5 lutego 2014

02. Quand c'est




{Stromae - Quand c'est ?}



     Amelia nie wiedziała, co miała w tamtej chwili odpowiedzieć. Czuła się sparaliżowana, od tamtego momentu domyślała się, z kim stała twarzą w twarz. Alexander. Pointner. Skądś znała to nazwisko, doskonale pamiętała jego kruczoczarne włosy, piwne oczy i ten niski ton głosu. Nigdy nie zwracała na niego zbytniej uwagi, kiedy oglądała występy swojego brata w telewizji. Czasami tylko rzucał się jej w oczy. Jednak nigdy nie przywiązywała do tego większej wagi. Dziewczyna ciągle patrzyła się w ciemne tęczówki trenera Austrii i dalej nie wiedziała, co miała odpowiedzieć. Wierzyła w przypadki? Nigdy, ale w tamtym momencie zapomniała o swoich stereotypach i wiedziała, że spotkanie tego człowieka nie było bezcelowe.
Przynajmniej utwierdzała się w tym przekonaniu. Próbowała.

    - Nie wierzę – to nie było kłamstwo, tylko czyste zaprzeczenie prawdy na tamtą chwilę. Trzymała się ciągle swoich przekonań, odwiała swoje wątpliwości i nie chciała ulegać.
- Szkoda – mruknął przeciągle i zaczął zataczać delikatnie koła na nagich plecach szatynki. Zaczęło jej się robić gorąco od nadmiaru wrażeń, jak na tę noc. – Co cię tu sprowadza? – Nie wiedziała, czy ma odpowiedzieć, czy po prostu odejść i nigdy więcej nie natknąć się na tego człowieka. Między nimi nastała chwila krępującej ciszy, jedynie można było usłyszeć głośną muzykę oraz bawiących się ludzi.
- Brat mnie zaprosił na tę galę. Nic wielkiego. Nie mam tutaj większych celów, jeśli o to panu chodzi. Mam ochotę tak, jak zwykła studentka zaszaleć i sprawić, żeby ta noc była po prostu udana. – Alexowi nie wiadomo dlaczego, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech. Sam był kiedyś studentem i wiedział doskonale, co to znaczy. Czuć się wolnym, móc bawić się do białego rana. Czasami mu tego po prostu brakowało.
- Rozumiem. A mogę się dowiedzieć, jak masz na imię? – jego pytanie sprawiło, że Amelia musiała znowu spojrzeć się w jego oczy. Nie wiedziała dlaczego, ale obecność tego mężczyzny wprawiało ją lekkie zakłopotanie. Nigdy nie miała przecież problemu z komunikacją z facetami. Uwielbiała się nimi bawić, mimo tego wiedziała, że raniła. Rozkochiwała ich w sobie, a potem nadzwyczajnie w świecie mówiła im tę gładką formułkę: „Nie jesteś mi już potrzebny”. Zazwyczaj to właśnie Amelia miała nad nimi dominowała, ale w obecności Alexa czuła się inaczej.
- Nie jest to panu potrzebne – czyżby? Dziewczyna w tamtej chwili chciała po prostu uciec. Wyjść z tego teatru i wrócić do hotelu, zaszyć się w pokoju i zasnąć głębokim snem. Zapomnieć o tym mężczyźnie.

Cholera, o czym mam niby zapominać, jak do niczego nie doszło?

- Nie poddajesz się. A powiesz mi, czy spotkamy się jeszcze kiedyś? – to pytanie zbiło ją z tropu. Zaszokowało, a na jej twarzy pojawiły się charakterystyczne rumieńce, czuła, że zaczęły się jej pocić ręce. Nigdy tak jej organizm nie reagował na taką sytuację. Może się go bała? Może po prostu przerażała ją postać, jaką był Alexander Pointner?
- Wątpię. A teraz życzę miłej zabawy i kolejnych sukcesów w pańskiej karierze. – dotknęła jego rozgrzanych dłoni, w tamtej chwili czuła się, jakby ktoś poraził ją prądem elektrycznym. Nie wiedziała czemu to powiedziała, jak zwykle nie umiała się pohamować. Odeszła. Chciała się jeszcze raz obrócić i spojrzeć na Alexa, ale powstrzymała się. Normalnie po tańcu z przeciętnym mężczyzną poszłaby i poszukała kolejnego celu. Teraz nie miała na to ochoty. Ona tego nie wiedziała, ale Alex ciągle bacznie się jej przyglądał.

     Dziewczyna wróciła do swojego stolika. Humor miała ciągle dobry, albo doskonale maskowała swoje rozczarowanie. Jednak wiedziała, że pretensje mogła mieć tylko i wyłącznie do siebie. Nie chciała już z nikim tańczyć, pragnęła ukryć się w swojej komnacie, do której nikt nie miałby wstępu. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczuła, że gryzą ją wyrzuty sumienia.

  Nie zrobiłam nic złego. Dałam tylko kosza chyba żonatemu mężczyźnie. To nic złego, prawda?

     Oczywiście, że nie było. Jednak wiedziała, że właśnie zaprzeczyła własnemu sercu. Doskonale grała swoją rolę, ale teraz czuła, że jej scenariusz uległ lekkiej zmianie. Mogła przecież mu powiedzieć, że chce się z nim pieprzyć całą noc. Takie powinno być jej zadanie na ten dzień. Po to tu przyjechała. Zabawić się kolejnym mężczyzną, zrobić na złość swojemu młodszemu bratu i uciec kolejnego dnia do rodzinnego Ruhpolding, a potem udać się do Innsbrucka. Sophie pewnie skomentowałaby jej postępowanie, że zachowuje się nadzwyczaj dziwnie w towarzystwie skoczków i całego sztabu. Jednak Amelia nie wiedziała czemu, ale... Od przyjazdu do Monachium jej zachowanie drastycznie uległo zmianie.
- Jak tam, księżniczko? – przysiadł się do niej Werner. Jeszcze tego jej brakowało. Pijany trener, który po prostu ślini się na jej widok.
- Panie Schusterze, proponuję odstawić alkohol i pogodzić się z żoną. – znowu zapomniała się ugryźć w język, zauważyła po chwili, że twarz szkoleniowca przybrała zupełnie innych barw. – Ja przepraszam… Nie powinnam.
- Nic się przecież nie stało. Pewnie Richard ci powiedział. To nie jest żadna tajemnica, ale sprawa z Agnes jest już prawie skończona.
- Przykro mi – nie było tak, wiedziała, że miłość nie istnieje w XXI wieku i każdy prędzej, czy później odnajdzie swoją drogę. Jak ona. Została zraniona, gdy kończyła siedemnaście lat i od tamtej pory nie wiązała się na poważnie z żadnym chłopakiem. Pozbieranie się po jej pierwszej miłości trwało bardzo długo i wymagało pomocy z zewnątrz, więc nie chciała przechodzić kolejnego rozczarowania. Złamane serce, nieprzespane noce, tysiące wylanych łez nie były dla Amelii.
- Jeśli mam być z tobą szczery Amelio, to mi nie jest przykro. Czuję się szczęśliwy i spełniony. Mam wspaniałą kadrę, dwójkę dzieci i koło mnie siedzi taka piękna prawniczka – upił kolejny łyk swojego drinka, po czym przeniósł swój wzrok na dziewczynę. Doskonale wiedziała, co oznaczało „to” spojrzenie. Musiała przyznać, że mimo tego, że Werner jest w jej oczach lekko zdesperowanym człowiekiem, lubiła sposób w jaki do niej mówił. Jego próby podrywu były i tak przez nią lekceważone, ale nie kpiła sobie z niego. I w pewien sposób poczuła, że obok niej siedzi jej bratnia dusza, która miała częściowo serce skute lodem, jak ona. Amelia posłała lekki uśmiech trenerowi, po czym wstała ze swojego krzesła i delikatnie musnęła ustami jego policzek.
- Ważne, żeby robić to, co się kocha – gdy to powiedziała skierowała się w kierunku jej stolika, nikogo przy nim nie było, więc wiedziała, że cała kadra bawi się wręcz szampańsko. Wzięła butelkę z winem i udała się przed wyjście. Nikogo znajomego nie spotkała po drodze, cieszyła się, ponieważ chciała pobyć przez chwilę sama i zaczerpnąć trochę rześkiego, wiosennego powietrza, które dało się już wyczuć w Wiedniu. Usiadła na schodach i wyjęła korek z butelki. Nie wiedziała czemu to robi, ale chciała zapomnieć o tym wszystkim, co ją dzisiaj spotkało. Przecież jej jedynymi przyjaciółmi nie stanie się grupka popieprzonej kadry niemieckich skoczków narciarskich. Nie mogła okazywać swoich uczuć, nie mogła zostać zraniona po raz kolejny. Od zerwania z Oscarem minęło osiem lat. Jednak wiedziała, że każdy człowiek rani i miała pewność, że jeśli przywiąże się do kadry, pewnego dnia obudzi się z tego pięknego snu i dotknie ją brutalna rzeczywistość.

      Opróżniała już końcówkę białego, półsłodkiego wina. Nigdy nie lubiła tego alkoholu, ale tego dnia wyjątkowo Carlo Rossi przypadł jej do gustu. Wiedziała, że jej stan jest dość ciężki. Kilkakrotnie próbowała podnieść się, ale bez skutku. Cieszyła się chociaż, że nie chciało jej się wymiotować. Chciała zadzwonić po taksówkę, aby odwiozła ją do hotelu, jednak wiedziała, że jej próby poszłyby na marne. Była po prostu skazana na to, że łaskawie, ktoś z kadry niemieckiej ją znajdzie. Nagle poczuła na swoich plecach miękki materiał. Do jej nozdrzy doleciał ten charakterystyczny zapach, który po prostu uwielbiała. Wtuliła się w męską marynarkę i zamknęła oczy. Czuła jednak, że odlatuje powoli, więc starała się tego ponownie nie robić.
- Powinnaś wciąć coś cieplejszego – po raz trzeci tego dnia odezwał się do niej.
- Znawca się znalazł – już nie miała pojęcia, co do niego mówi. Słowa same nawijały się jej na język, ale i tak miała to gdzieś, co sobie pomyśli i tak większość osób, które znała, miała o niej złe zdanie.
- Zdawałaś sobie kiedyś sprawę, że jesteś egoistką? – zabolało ją i to cholernie. Poczuła, jakby ktoś ugodził ją właśnie w czuły punkt.
- Nie, jestem dobrą aktorką – zauważyła, że Alex siada koło niej. Nie lubiła jego obecności. Miała go dość, bo przy nim czuła, że się rozkleja i traci panowanie nad sobą.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Teraz? Gdy mam w sobie chyba ponad dwa promile, mam ciemno przed oczami i zapewne jutro nie będę pamiętała połowy wieczoru.
- Mi to nie przeszkadza, mamy przecież całą noc.

Może ty masz całą noc, ja pójdę spać i zapomnę o tobie.

- Czemu chcesz mnie poznać, przecież nikt przy zdrowym umyśle nie ma ochoty nawiązywać ze mną znajomości?
- No bo, czy ktoś powiedział, że jestem zdrowy na umyśle? Tu się mylisz, jestem pracoholikiem, wieczorami piję, uważają mnie za tyrana, więc może mamy coś ze sobą wspólnego? – nie mogła tym razem powstrzymać się od śmiechu.
- Może. Może nie. Wiesz, że już nigdy się nie zobaczymy, panie Pointner?
- Nie mów do mnie pan. Nie lubię tego, czuję się za staro. A chyba nie wyglądam? Wracając do twojego pytania, to nigdy nie mów nigdy.
- Rozśmieszasz mnie – kolejny raz posłała mu uśmiech, nie wiedziała czemu, ale Alex sprawiał, że była rozbawiona. Chociaż przez ułamek sekundy.

Nie przez Pointnera, to przez Carlo Rossi.

- Masz piękny uśmiech – powiedział jej to, nie mógł się po prostu oprzeć. Patrząc na nią wracały mu wspomnienia za czasów bycia studentem, to wtedy poznał Angelę, zakochał się i na świat przyszło pierwsze jego dziecko. Poczuł nagle, że szatynka kładzie mu głowę na ramieniu. Zesztywniało mu całe ciało. Zaraz po czym podziwiał każdy centymetr ciała Amelii. Miała zamknięte oczy, a usta lekko uchylone. Oddychała spokojnie, a w ręce ciągle trzymała butelkę z resztkami białego wina. Siedzieli tak z dobre pół godziny. Nie przeszkadzało mu to, że było mu cholernie zimno. Miał na sobie przecież tylko koszulę, a to dopiero marzec, więc nie można się spodziewać niczego innego.
- Czy ty zasnęłaś? – zapytał się jej cicho, potem powtórzył to kilka razy, jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi. – Nie zostawiłaś mi wyboru.

    Kiedy zajechali pod hotel, Alex wziął ją delikatnie na ręce. Starał się nie obudzić szatynki, jednak stwierdził, że zapadła w dość głęboki sen.

Jak się pije samej, jest się studentką ( wygadaną i egoistyczną ), to tak się dzieje.

     Pointner klął sam pod nosem, jednak po chwili ugryzł się w język i stwierdził, że może ich coś jednak łączy. Pod względem charakteru i takiej samej gadki, oczywiście. Albo był za mocno wstawiony i też pieprzył niepotrzebne bzdury. Nikogo nie zastał w holu, więc mógł pozwolić sobie na spokojne przedostanie się na piąte piętro. Wszedł do windy, spojrzał kilkakrotnie w lustro i ukradkiem spoglądał na nieznajomą. Chciał poznać jej imię. Chciał poznać ją całą, ale gdy o tym myślał, szybko stał się odsunąć tę myśl. Przecież do cholery miał żonę.

Która mnie zlewa. I jak mam czuć się jak szczęśliwy prawie-czterdziestolatek? 

     Nie umiał, ale doskonale grał przed wszystkimi. Przez Angelą, dziećmi, swoją drużyną. Jednak w tamtej chwili nie zastanawiał się nad swoją rolą. Jeszcze wtedy nie wiedział, że idealnie się uzupełniali. Alkohol dawał się we znaki nawet Alexowi, co prawda nie urządził się jak niedawno poznana dziewczyna, ale wiedział, że sen szybko go pochłonie.
- Cholera - mruknął pod nosem. Nie mógł się skupić na swoim zadaniu, szatynka zaczęła się niecierpliwie wiercić. Może i była szczupła, i zgrabna, ale noszenie pięćdziesięciu pięciu kilogramów czystej masy jest męczące chyba dla każdego normalnego człowieka. - Wytrzymaj jeszcze chwilę. - Myślał może, że to poskutkuje. Jednak nie pomogło. Ostatecznie brunet odłożył dziewczynę na miękki dywan w wąskim korytarzu, po czym wyjął z jej torebki klucz. - Trzysta pięć. - Przeczytał po cichu i uśmiechnął się w duchu. Na szczęście do jej pokoju dzieliło ich tylko trzy drzwi. Ponownie podniósł studentkę i powoli podążył do jej apartamentu. Kiedy przekroczył drzwi, poczuł intensywny waniliowo-kokosowy zapach unoszący się w powietrzu. Dreszcze przeszyły jego ciało, nie wiedział, czemu tak zareagował, gdy wszedł do tego pokoju. Delikatnie położył szatynkę na łóżku i zapalił świeczkę. Usiadł przy niej. Na skraju łóżka. Poluzował lekko swój krawat i odpiął dwa kilka guzików swojej koszuli. Postanowił, że odepnie częściowo dziewczynie sukienkę. Zbliżył ręce do jej prawie nagich pleców i zniżył się w dół. Niechcący przejechał przez całą długość jej kręgosłupa, aż wreszcie natrafił na złoty zamek. Opuszkami palców powoli zjeżdżał w dół.

Gorąco ci Alex, uspokój się. Cholera jasna. Stresujesz się tak jakbyś miał się zaraz oświadczyć.

     Pointnerowi to trochę jednak nie wyszło. Pozbył się zapięcia. Czuł się, jakby miał ją na wyciągnięcie ręki. Był cholernym egoistą, bo nie myślał o tym, jak poczułaby się jego żona. Wiedział, że musiał się opanować, ale gdy patrzył na tę dziewczynę o urodzie latynoski wątpił, że mu się to uda. Zdawał sobie sprawę, że za kilka godzin wyjedzie z powrotem do Innsbrucka, wróci do pieprzonej rzeczywistości i musi stawić czoła codziennym problemom. Rozumiał, że prawdopodobnie nigdy nie spotka tej kobiety. Znał ją ledwie wieczór, a zaintrygowała go. Podświadomie chciał, żeby ta znajomość się rozwijała, żeby ta dziewczyna choć trochę wniosła w jego życie, które ostatnio nie miało dla niego większego sensu. Przejechał delikatnie po rozgrzanym policzku szatynki i podniósł się z łóżka. Nagle poczuł lekkie szarpnięcie rękawa jego koszuli.
- Alex, zostań ze mną - zesztywniał, nie wiedział jak miał się w tamtej chwili zachować. Jednak po kilku sekundach odzyskał trzeźwość umysłu. Mężczyzna zdjął buty, rzucił marynarkę na podłogę i położył się obok dziewczyny.
 - Zostanę. - Tylko tyle potrafił z siebie wydobyć.
- Zrób coś dla mnie i tak więcej się nie zobaczymy.
- Tak?
- Po prostu mnie przytul - po chwili ręce Alexa objęły szczupłą talię dziewczyny. Rozgrzane dłonie znalazły się na jej brzuchu, oparł głowę na jej ramieniu. Obecność Amelii sprawiała, że zapominał o wszystkim i delektował się tą chwilą. Musnął delikatnie ustami jej skórę, po czym przymknął zmęczone powieki.

***
Lubię to napięcie wiszące w powietrzu między Amelią i Alexem, nie wiem, co czas przyniesie, jestem tajemnicza, co do swoich prac. Przepraszam z góry za wszelkie błędy, ale końcówkę pisałam szybciutko i nie jestem robotem. Ferie były po prostu genialne, a teraz znowu pierdyknięcie z nauką. Tyle tego, że mi się osobiście chcę płakać. Trzeba teraz powalczyć o oceny, mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Krótszy, ale tutaj zawarta jest kwintesencja początku. Ten blog będzie bardzo długi, bo będzie dużo wątków. Czytajcie, komentujcie, możecie się tutaj pytać o wszystko. Pozdrawiam <3
Co do piosenki, to francuski mnie motywuje.