środa, 5 lutego 2014

02. Quand c'est




{Stromae - Quand c'est ?}



     Amelia nie wiedziała, co miała w tamtej chwili odpowiedzieć. Czuła się sparaliżowana, od tamtego momentu domyślała się, z kim stała twarzą w twarz. Alexander. Pointner. Skądś znała to nazwisko, doskonale pamiętała jego kruczoczarne włosy, piwne oczy i ten niski ton głosu. Nigdy nie zwracała na niego zbytniej uwagi, kiedy oglądała występy swojego brata w telewizji. Czasami tylko rzucał się jej w oczy. Jednak nigdy nie przywiązywała do tego większej wagi. Dziewczyna ciągle patrzyła się w ciemne tęczówki trenera Austrii i dalej nie wiedziała, co miała odpowiedzieć. Wierzyła w przypadki? Nigdy, ale w tamtym momencie zapomniała o swoich stereotypach i wiedziała, że spotkanie tego człowieka nie było bezcelowe.
Przynajmniej utwierdzała się w tym przekonaniu. Próbowała.

    - Nie wierzę – to nie było kłamstwo, tylko czyste zaprzeczenie prawdy na tamtą chwilę. Trzymała się ciągle swoich przekonań, odwiała swoje wątpliwości i nie chciała ulegać.
- Szkoda – mruknął przeciągle i zaczął zataczać delikatnie koła na nagich plecach szatynki. Zaczęło jej się robić gorąco od nadmiaru wrażeń, jak na tę noc. – Co cię tu sprowadza? – Nie wiedziała, czy ma odpowiedzieć, czy po prostu odejść i nigdy więcej nie natknąć się na tego człowieka. Między nimi nastała chwila krępującej ciszy, jedynie można było usłyszeć głośną muzykę oraz bawiących się ludzi.
- Brat mnie zaprosił na tę galę. Nic wielkiego. Nie mam tutaj większych celów, jeśli o to panu chodzi. Mam ochotę tak, jak zwykła studentka zaszaleć i sprawić, żeby ta noc była po prostu udana. – Alexowi nie wiadomo dlaczego, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech. Sam był kiedyś studentem i wiedział doskonale, co to znaczy. Czuć się wolnym, móc bawić się do białego rana. Czasami mu tego po prostu brakowało.
- Rozumiem. A mogę się dowiedzieć, jak masz na imię? – jego pytanie sprawiło, że Amelia musiała znowu spojrzeć się w jego oczy. Nie wiedziała dlaczego, ale obecność tego mężczyzny wprawiało ją lekkie zakłopotanie. Nigdy nie miała przecież problemu z komunikacją z facetami. Uwielbiała się nimi bawić, mimo tego wiedziała, że raniła. Rozkochiwała ich w sobie, a potem nadzwyczajnie w świecie mówiła im tę gładką formułkę: „Nie jesteś mi już potrzebny”. Zazwyczaj to właśnie Amelia miała nad nimi dominowała, ale w obecności Alexa czuła się inaczej.
- Nie jest to panu potrzebne – czyżby? Dziewczyna w tamtej chwili chciała po prostu uciec. Wyjść z tego teatru i wrócić do hotelu, zaszyć się w pokoju i zasnąć głębokim snem. Zapomnieć o tym mężczyźnie.

Cholera, o czym mam niby zapominać, jak do niczego nie doszło?

- Nie poddajesz się. A powiesz mi, czy spotkamy się jeszcze kiedyś? – to pytanie zbiło ją z tropu. Zaszokowało, a na jej twarzy pojawiły się charakterystyczne rumieńce, czuła, że zaczęły się jej pocić ręce. Nigdy tak jej organizm nie reagował na taką sytuację. Może się go bała? Może po prostu przerażała ją postać, jaką był Alexander Pointner?
- Wątpię. A teraz życzę miłej zabawy i kolejnych sukcesów w pańskiej karierze. – dotknęła jego rozgrzanych dłoni, w tamtej chwili czuła się, jakby ktoś poraził ją prądem elektrycznym. Nie wiedziała czemu to powiedziała, jak zwykle nie umiała się pohamować. Odeszła. Chciała się jeszcze raz obrócić i spojrzeć na Alexa, ale powstrzymała się. Normalnie po tańcu z przeciętnym mężczyzną poszłaby i poszukała kolejnego celu. Teraz nie miała na to ochoty. Ona tego nie wiedziała, ale Alex ciągle bacznie się jej przyglądał.

     Dziewczyna wróciła do swojego stolika. Humor miała ciągle dobry, albo doskonale maskowała swoje rozczarowanie. Jednak wiedziała, że pretensje mogła mieć tylko i wyłącznie do siebie. Nie chciała już z nikim tańczyć, pragnęła ukryć się w swojej komnacie, do której nikt nie miałby wstępu. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczuła, że gryzą ją wyrzuty sumienia.

  Nie zrobiłam nic złego. Dałam tylko kosza chyba żonatemu mężczyźnie. To nic złego, prawda?

     Oczywiście, że nie było. Jednak wiedziała, że właśnie zaprzeczyła własnemu sercu. Doskonale grała swoją rolę, ale teraz czuła, że jej scenariusz uległ lekkiej zmianie. Mogła przecież mu powiedzieć, że chce się z nim pieprzyć całą noc. Takie powinno być jej zadanie na ten dzień. Po to tu przyjechała. Zabawić się kolejnym mężczyzną, zrobić na złość swojemu młodszemu bratu i uciec kolejnego dnia do rodzinnego Ruhpolding, a potem udać się do Innsbrucka. Sophie pewnie skomentowałaby jej postępowanie, że zachowuje się nadzwyczaj dziwnie w towarzystwie skoczków i całego sztabu. Jednak Amelia nie wiedziała czemu, ale... Od przyjazdu do Monachium jej zachowanie drastycznie uległo zmianie.
- Jak tam, księżniczko? – przysiadł się do niej Werner. Jeszcze tego jej brakowało. Pijany trener, który po prostu ślini się na jej widok.
- Panie Schusterze, proponuję odstawić alkohol i pogodzić się z żoną. – znowu zapomniała się ugryźć w język, zauważyła po chwili, że twarz szkoleniowca przybrała zupełnie innych barw. – Ja przepraszam… Nie powinnam.
- Nic się przecież nie stało. Pewnie Richard ci powiedział. To nie jest żadna tajemnica, ale sprawa z Agnes jest już prawie skończona.
- Przykro mi – nie było tak, wiedziała, że miłość nie istnieje w XXI wieku i każdy prędzej, czy później odnajdzie swoją drogę. Jak ona. Została zraniona, gdy kończyła siedemnaście lat i od tamtej pory nie wiązała się na poważnie z żadnym chłopakiem. Pozbieranie się po jej pierwszej miłości trwało bardzo długo i wymagało pomocy z zewnątrz, więc nie chciała przechodzić kolejnego rozczarowania. Złamane serce, nieprzespane noce, tysiące wylanych łez nie były dla Amelii.
- Jeśli mam być z tobą szczery Amelio, to mi nie jest przykro. Czuję się szczęśliwy i spełniony. Mam wspaniałą kadrę, dwójkę dzieci i koło mnie siedzi taka piękna prawniczka – upił kolejny łyk swojego drinka, po czym przeniósł swój wzrok na dziewczynę. Doskonale wiedziała, co oznaczało „to” spojrzenie. Musiała przyznać, że mimo tego, że Werner jest w jej oczach lekko zdesperowanym człowiekiem, lubiła sposób w jaki do niej mówił. Jego próby podrywu były i tak przez nią lekceważone, ale nie kpiła sobie z niego. I w pewien sposób poczuła, że obok niej siedzi jej bratnia dusza, która miała częściowo serce skute lodem, jak ona. Amelia posłała lekki uśmiech trenerowi, po czym wstała ze swojego krzesła i delikatnie musnęła ustami jego policzek.
- Ważne, żeby robić to, co się kocha – gdy to powiedziała skierowała się w kierunku jej stolika, nikogo przy nim nie było, więc wiedziała, że cała kadra bawi się wręcz szampańsko. Wzięła butelkę z winem i udała się przed wyjście. Nikogo znajomego nie spotkała po drodze, cieszyła się, ponieważ chciała pobyć przez chwilę sama i zaczerpnąć trochę rześkiego, wiosennego powietrza, które dało się już wyczuć w Wiedniu. Usiadła na schodach i wyjęła korek z butelki. Nie wiedziała czemu to robi, ale chciała zapomnieć o tym wszystkim, co ją dzisiaj spotkało. Przecież jej jedynymi przyjaciółmi nie stanie się grupka popieprzonej kadry niemieckich skoczków narciarskich. Nie mogła okazywać swoich uczuć, nie mogła zostać zraniona po raz kolejny. Od zerwania z Oscarem minęło osiem lat. Jednak wiedziała, że każdy człowiek rani i miała pewność, że jeśli przywiąże się do kadry, pewnego dnia obudzi się z tego pięknego snu i dotknie ją brutalna rzeczywistość.

      Opróżniała już końcówkę białego, półsłodkiego wina. Nigdy nie lubiła tego alkoholu, ale tego dnia wyjątkowo Carlo Rossi przypadł jej do gustu. Wiedziała, że jej stan jest dość ciężki. Kilkakrotnie próbowała podnieść się, ale bez skutku. Cieszyła się chociaż, że nie chciało jej się wymiotować. Chciała zadzwonić po taksówkę, aby odwiozła ją do hotelu, jednak wiedziała, że jej próby poszłyby na marne. Była po prostu skazana na to, że łaskawie, ktoś z kadry niemieckiej ją znajdzie. Nagle poczuła na swoich plecach miękki materiał. Do jej nozdrzy doleciał ten charakterystyczny zapach, który po prostu uwielbiała. Wtuliła się w męską marynarkę i zamknęła oczy. Czuła jednak, że odlatuje powoli, więc starała się tego ponownie nie robić.
- Powinnaś wciąć coś cieplejszego – po raz trzeci tego dnia odezwał się do niej.
- Znawca się znalazł – już nie miała pojęcia, co do niego mówi. Słowa same nawijały się jej na język, ale i tak miała to gdzieś, co sobie pomyśli i tak większość osób, które znała, miała o niej złe zdanie.
- Zdawałaś sobie kiedyś sprawę, że jesteś egoistką? – zabolało ją i to cholernie. Poczuła, jakby ktoś ugodził ją właśnie w czuły punkt.
- Nie, jestem dobrą aktorką – zauważyła, że Alex siada koło niej. Nie lubiła jego obecności. Miała go dość, bo przy nim czuła, że się rozkleja i traci panowanie nad sobą.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Teraz? Gdy mam w sobie chyba ponad dwa promile, mam ciemno przed oczami i zapewne jutro nie będę pamiętała połowy wieczoru.
- Mi to nie przeszkadza, mamy przecież całą noc.

Może ty masz całą noc, ja pójdę spać i zapomnę o tobie.

- Czemu chcesz mnie poznać, przecież nikt przy zdrowym umyśle nie ma ochoty nawiązywać ze mną znajomości?
- No bo, czy ktoś powiedział, że jestem zdrowy na umyśle? Tu się mylisz, jestem pracoholikiem, wieczorami piję, uważają mnie za tyrana, więc może mamy coś ze sobą wspólnego? – nie mogła tym razem powstrzymać się od śmiechu.
- Może. Może nie. Wiesz, że już nigdy się nie zobaczymy, panie Pointner?
- Nie mów do mnie pan. Nie lubię tego, czuję się za staro. A chyba nie wyglądam? Wracając do twojego pytania, to nigdy nie mów nigdy.
- Rozśmieszasz mnie – kolejny raz posłała mu uśmiech, nie wiedziała czemu, ale Alex sprawiał, że była rozbawiona. Chociaż przez ułamek sekundy.

Nie przez Pointnera, to przez Carlo Rossi.

- Masz piękny uśmiech – powiedział jej to, nie mógł się po prostu oprzeć. Patrząc na nią wracały mu wspomnienia za czasów bycia studentem, to wtedy poznał Angelę, zakochał się i na świat przyszło pierwsze jego dziecko. Poczuł nagle, że szatynka kładzie mu głowę na ramieniu. Zesztywniało mu całe ciało. Zaraz po czym podziwiał każdy centymetr ciała Amelii. Miała zamknięte oczy, a usta lekko uchylone. Oddychała spokojnie, a w ręce ciągle trzymała butelkę z resztkami białego wina. Siedzieli tak z dobre pół godziny. Nie przeszkadzało mu to, że było mu cholernie zimno. Miał na sobie przecież tylko koszulę, a to dopiero marzec, więc nie można się spodziewać niczego innego.
- Czy ty zasnęłaś? – zapytał się jej cicho, potem powtórzył to kilka razy, jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi. – Nie zostawiłaś mi wyboru.

    Kiedy zajechali pod hotel, Alex wziął ją delikatnie na ręce. Starał się nie obudzić szatynki, jednak stwierdził, że zapadła w dość głęboki sen.

Jak się pije samej, jest się studentką ( wygadaną i egoistyczną ), to tak się dzieje.

     Pointner klął sam pod nosem, jednak po chwili ugryzł się w język i stwierdził, że może ich coś jednak łączy. Pod względem charakteru i takiej samej gadki, oczywiście. Albo był za mocno wstawiony i też pieprzył niepotrzebne bzdury. Nikogo nie zastał w holu, więc mógł pozwolić sobie na spokojne przedostanie się na piąte piętro. Wszedł do windy, spojrzał kilkakrotnie w lustro i ukradkiem spoglądał na nieznajomą. Chciał poznać jej imię. Chciał poznać ją całą, ale gdy o tym myślał, szybko stał się odsunąć tę myśl. Przecież do cholery miał żonę.

Która mnie zlewa. I jak mam czuć się jak szczęśliwy prawie-czterdziestolatek? 

     Nie umiał, ale doskonale grał przed wszystkimi. Przez Angelą, dziećmi, swoją drużyną. Jednak w tamtej chwili nie zastanawiał się nad swoją rolą. Jeszcze wtedy nie wiedział, że idealnie się uzupełniali. Alkohol dawał się we znaki nawet Alexowi, co prawda nie urządził się jak niedawno poznana dziewczyna, ale wiedział, że sen szybko go pochłonie.
- Cholera - mruknął pod nosem. Nie mógł się skupić na swoim zadaniu, szatynka zaczęła się niecierpliwie wiercić. Może i była szczupła, i zgrabna, ale noszenie pięćdziesięciu pięciu kilogramów czystej masy jest męczące chyba dla każdego normalnego człowieka. - Wytrzymaj jeszcze chwilę. - Myślał może, że to poskutkuje. Jednak nie pomogło. Ostatecznie brunet odłożył dziewczynę na miękki dywan w wąskim korytarzu, po czym wyjął z jej torebki klucz. - Trzysta pięć. - Przeczytał po cichu i uśmiechnął się w duchu. Na szczęście do jej pokoju dzieliło ich tylko trzy drzwi. Ponownie podniósł studentkę i powoli podążył do jej apartamentu. Kiedy przekroczył drzwi, poczuł intensywny waniliowo-kokosowy zapach unoszący się w powietrzu. Dreszcze przeszyły jego ciało, nie wiedział, czemu tak zareagował, gdy wszedł do tego pokoju. Delikatnie położył szatynkę na łóżku i zapalił świeczkę. Usiadł przy niej. Na skraju łóżka. Poluzował lekko swój krawat i odpiął dwa kilka guzików swojej koszuli. Postanowił, że odepnie częściowo dziewczynie sukienkę. Zbliżył ręce do jej prawie nagich pleców i zniżył się w dół. Niechcący przejechał przez całą długość jej kręgosłupa, aż wreszcie natrafił na złoty zamek. Opuszkami palców powoli zjeżdżał w dół.

Gorąco ci Alex, uspokój się. Cholera jasna. Stresujesz się tak jakbyś miał się zaraz oświadczyć.

     Pointnerowi to trochę jednak nie wyszło. Pozbył się zapięcia. Czuł się, jakby miał ją na wyciągnięcie ręki. Był cholernym egoistą, bo nie myślał o tym, jak poczułaby się jego żona. Wiedział, że musiał się opanować, ale gdy patrzył na tę dziewczynę o urodzie latynoski wątpił, że mu się to uda. Zdawał sobie sprawę, że za kilka godzin wyjedzie z powrotem do Innsbrucka, wróci do pieprzonej rzeczywistości i musi stawić czoła codziennym problemom. Rozumiał, że prawdopodobnie nigdy nie spotka tej kobiety. Znał ją ledwie wieczór, a zaintrygowała go. Podświadomie chciał, żeby ta znajomość się rozwijała, żeby ta dziewczyna choć trochę wniosła w jego życie, które ostatnio nie miało dla niego większego sensu. Przejechał delikatnie po rozgrzanym policzku szatynki i podniósł się z łóżka. Nagle poczuł lekkie szarpnięcie rękawa jego koszuli.
- Alex, zostań ze mną - zesztywniał, nie wiedział jak miał się w tamtej chwili zachować. Jednak po kilku sekundach odzyskał trzeźwość umysłu. Mężczyzna zdjął buty, rzucił marynarkę na podłogę i położył się obok dziewczyny.
 - Zostanę. - Tylko tyle potrafił z siebie wydobyć.
- Zrób coś dla mnie i tak więcej się nie zobaczymy.
- Tak?
- Po prostu mnie przytul - po chwili ręce Alexa objęły szczupłą talię dziewczyny. Rozgrzane dłonie znalazły się na jej brzuchu, oparł głowę na jej ramieniu. Obecność Amelii sprawiała, że zapominał o wszystkim i delektował się tą chwilą. Musnął delikatnie ustami jej skórę, po czym przymknął zmęczone powieki.

***
Lubię to napięcie wiszące w powietrzu między Amelią i Alexem, nie wiem, co czas przyniesie, jestem tajemnicza, co do swoich prac. Przepraszam z góry za wszelkie błędy, ale końcówkę pisałam szybciutko i nie jestem robotem. Ferie były po prostu genialne, a teraz znowu pierdyknięcie z nauką. Tyle tego, że mi się osobiście chcę płakać. Trzeba teraz powalczyć o oceny, mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Krótszy, ale tutaj zawarta jest kwintesencja początku. Ten blog będzie bardzo długi, bo będzie dużo wątków. Czytajcie, komentujcie, możecie się tutaj pytać o wszystko. Pozdrawiam <3
Co do piosenki, to francuski mnie motywuje. 


piątek, 24 stycznia 2014

01. Derniere Danse



      Amelia Wellinger właśnie wstała lewą nogą. Przeciągnęła się leniwie, po czym do jej uszu doleciały wrzaski młodszego brata. Wcale ją to nie zdziwiło, że od wczesnych godzin porannych
Andreas sprzecza się z rodzicami. Mogła jeszcze pospać, co najmniej kilka godzin więcej, ale wiedziała, że w domu państwa Wellinger, było to praktycznie niemożliwe.

No, jasne. Ten gówniarz nigdy nie da mi pospać.

      Zaklęła cicho pod nosem i natychmiast narzuciła na siebie puchowy, kremowy szlafrok. Skierowała się w kierunku lustra. Chciała zobaczyć, czy na jej twarzy było widoczne zmęczenie, spowodowane
wczorajszą posiadówką u Sophie. Była to jej najlepsza przyjaciółka, tak ją nazywała. Istniały bowiem dwa aspekty, które sprawiały, że mogła tak na nią mówić. Zawsze miała towar. Hasz, szałwia.
Nigdy nie obyło się bez dobrej zabawy. Amelia ograniczała się tylko do takiej rozrywki, uważała, że nie boi się wyzwań, ale kiedy miała sięgnąć po cięższą używkę, ciągle udawało jej się wymigać. Drugi powód, dla którego uważała, że znajomość z Sophie Schmitt przynosiła korzyści, to uwodzenie mężczyzn na jedną noc. Uwielbiały grać w kotka i w myszkę. Nigdy nie zastanawiały się nad konsekwencjami. Dla Amelii liczyło się to, co dzieje się teraz. Grała zimną sukę bez uczuć i ta rola wychodziła jej nad wyraz bardzo dobrze. Była niezłą aktorką.
- Nie zabiorę jej na tę galę do Wiednia! - usłyszała głośne krzyki swojego braciszka. - Jeszcze wyląduje w łóżku z jakimś dzianym staruszkiem. Wiecie, jaka ona jest. Rozrzutna - ostatnie słowa Andreas wypowiedział ze szczególnym naciskiem. Chyba nawet nie zauważył, że jego siostra stoi właśnie na schodach i przygląda się temu zajściu z niezwykłym rozbawieniem.
- Grabi ci się, Wellinger. Od rana taka szopka, nieładnie - westchnęła sarkastycznie, po czym przybrała minę niewiniątka. Rzuciła mu wrogie spojrzenia, po czym zaczęła kręcić swoim paskiem od szlafroka. Przechodząc w stronę lodówki, lekko uderzyła swojego brata w plecy. Uwielbiała się z nim droczyć, bawić. Tak jak ze wszystkimi. - Wiesz co Andi, pojadę z tobą do tego Wiednia i sprawię, że nie zapomnisz tego wieczora do końca życia.
- Może byś była milsza w stosunku do swojego brata, Amelio?! - zapytał się jej ojciec wyniosłym i donośnym głosem.
 - Pomyślę nad tym. A zaraz czekaj. Nie. Wiecie, że kocham tego smarkacza, ale czym jest miłość siostrzana bez docinek? - nie musiała długo czekać na tę odpowiedź -Niczym. A teraz wybaczcie mi, zdemoralizowana studentka prawa Amelia Wellinger idzie zjeść swoje płatki w samotności. Do zobaczenia o szesnastej na lotnisku. Już nie mogę się doczekać, gdy poznam twoich kolegów z kadry. To będzie czysta przyjemność - uśmiechnęła się ironicznie, po czym ulotniła się do swojej komnaty, do której nikt nie miał dostępu.

      Alexander Pointer zakończył dość obiecująco sezon 2012/13. Jego podopieczny, Gregor Schlierenzauer po raz kolejny odebrał Kryształową Kulę, zdobył medal na Mistrzostwach Świata w Predazzo oraz Austria drużynowo po raz któryś z rzędu pokazała, że jest potęgą w skokach narciarskich XXI wieku. Plany zostały zrealizowane, przynajmniej zawodowe. Jako mąż spełniał się już trochę gorzej. Angela ostatnio oddaliła się od swojego ukochanego, z każdym dniem pomiędzy tą dwójką budował się mur. A może to problem tkwił w Alexie? Stał się zagorzałym pracoholikiem, a jego przyjaciółką od serca stała się zimna whisky. Najlepiej czerwony Jack Daniels, który czekał na niego, po każdym powrocie z zawodów międzynarodowych. Nigdy nie powiedział do siebie: "Tak, Alex jesteś spełnionym mężczyzną". Miał czwórkę cudownych dzieci, czego od życia chcieć więcej? Szkoda tylko, że kochał swoje dzieci ponad życie, a coraz częściej odczuwał, że Angela odsuwa je od niego. Budowała szczelną barierę między gromadką jego skarbów, a nim samym. Martwił się. Martwił się o swoje małżeństwo, dzieci i jednocześnie o swoją wolność, za którą zaczął ostatnio bardzo tęsknić.
- Angela?! - zawołał głośno, kiedy zamknął drzwi swojego domu. W jednej ręce trzymał garnitur, który był specjalnie przygotowany na dzisiejszą galę, więc domknięcie szczelnie "wrót" stało się częściowo niemożliwe.
- Jestem w kuchni. Przyjdź, jak coś chcesz. - odpowiedziała oschle, jednak zbytnio się tym nie przejął. Zawiesił czarny strój na drzwiach i udał się do pomieszczenia, z której wydobywało się mnóstwo przyjemnych zapachów.
- Wiesz, że za niedługo musimy jechać, prawda?
- Myślałam dzisiaj nad tym i stwierdziłam, że nie chcę tam jechać. - no i właśnie w tym momencie, Alexander stracił jakiekolwiek rozumowanie. Wiedział, że coś jest na rzeczy.
- Obiecałaś mi, że tej gali nie przegapisz. Jedna z najważniejszych, na zakończenie sezonu. Chyba mi tego nie zrobisz... - czekał chwilę na odpowiedź, ale jedynie mógł usłyszeć gotujący się makaron, który miał zaraz wykipić. - Jasne, no i pewnie jakaś przyjaciółeczka mi się zwali do domu. Yvonne? Dawno jej nie było, powiedz, że twój mąż ją pozdrawia. Albo wiesz jak będzie śmieszniej, opowiedz jej na wejściu historię o tym, że twoje małżeństwo się wali, a ona tego nie widzi. Miłej zabawy, Angelo! - każde jego słowo, było przesiane ironią, czasami zamieniał się w zgorzkniałego sukinsyna bez uczuć, ale już nie mógł wytrzymać. Jedyne czego chciał na tę chwilę znajdowało się trzysta kilometrów od jego domu, jednak wtedy jeszcze o tym nie wiedział. Wziął kluczyki od swojego Volkswagena, zawieszony przed chwilą garnitur i wyznaczył sobie cel w swojej wyprawie. Wiedeń. Tego dnia nie wiedział, że jedna noc, mogła zmienić jego tok myślenia o sto osiemdziesiąt stopni.

      Już dawno wybiła szesnasta. Niby godzina ustalona na spotkanie sztabu trenerskiego oraz kadry Niemiec. Amelia niezbyt przejmowała się tym, że wszyscy na nią czekali. Zdążyła po drodze na lotnisko w Monachium, wypalić połowę paczki niebieskich Marlboro. Anderas wraz z kadrą udali się tam wielkim busem, młoda panna Wellinger unikała tej kadry jak swojego najgorszego wroga. Słyszała wiele z opowieści Andiego, więc była szczerze mówiąc dość zniesmaczona. Pomijając fakt, że nasłuchała się o nich niby w samych superlatywach. Już wiedziała, że Freitag jest potulny jak baranek. Wank zachowywał się dla wszystkich jak Ojciec Chrzestny. Geiger lubił czasami zaćpać się po zawodach, szczególnie, gdy przychodziły chwile słabości. O "starych" mało słyszała. Temat Neymayera mało ją interesował, a o Wernerze ( ich trenerze) dowiedziała się tylko tego, że ma słabość do wieczornego piwa. Szczególnie jak jest na wyjeździe w Polsce. Dlatego też, Amelia postanowiła się wybrać do Monachium swoim własnym samochodem. Była już przecież dwudziestopięcioletnią kobietą, która kończyła prawo na wyższym Uniwersytecie Prawa w Innsbrucku. Do Ruhpolding przyjechała tylko w ramach czasu wolnego. Akurat teraz po zaliczonej sesji, postanowiła się zabawić na swój własny sposób w rodzinnej miejscowości. Nigdy nie mogła uwierzyć w to, że Andi to jej brat. Byli dosłownie jak ogień i woda. Ona - szatynka, z miodowymi oczami, śniadą karnacją. On - blondyn, błękitne oczy jak lazuryt i dość jasna karnacja. Nie wspominając już o samym zachowaniu. Amelii nauka przychodziła bardzo łatwo, rodzice zastanawiali się jak to możliwe, że tak rozpuszczona dziewczyna ma takie chore ambicje. Przecież udało się jej dostać do jednego z najlepszych uniwersytetów w Austrii. Nigdy nie chciała studiować w Niemczech, w ogóle nie lubiła swojego ojczystego kraju. Nie cierpiła go za całokształt. Jako młoda "prawie" prawniczka, zdarzyło się jej uczestniczyć w różnych sprawach związanych z II wojną światową. Na lekcjach historii zazwyczaj zasypiała, jednak wątek z deportacją, holokaustem wyjątkowo ją interesował. Jej rodzina miała wiele wspólnego z religią żydowską, więc szczerze bolało ją to, czego dokonali jej pradziadkowie. Mordowali tak naprawdę niewinnych ludzi. Dokonali zbrodni na skalę światową.  Nigdy nie wiedziała, czemu tak bardzo różniła się od swojej rodziny, która nie przywiązywała do ich historii zbyt dużej wagi. Chciała poznać kiedyś tę prawdę.

      Dojechała do lotniska w Monachium, był dokładnie kwadrans po szesnastej, więc spóźniła się typowo po studencku. Zgasiła swojego jedenastego papierosa tego dnia, poprawiła swoje długie, ciemne włosy. Nałożyła okulary słoneczne i żwawym krokiem ruszyła w kierunku wejścia. Na wprost przy terminalu A, zauważyła swojego brata, który stał z całą kadrą. Wszyscy skierowali wzrok w moją stronę.
Ilustrowanie, jak ja to uwielbiam.
- Dzień dobry. Jestem Amelia, pewnie już wiecie, że Wellinger to mój przesympatyczny braciszek - nigdy nie mogła uwierzyć w to, jaka jest bezpośrednia. Chyba, aż za bardzo, ponieważ później ugryzła się mocno w język.
- Witamy. No, no Andi nie mówiłeś, że twoja siostra to taka laska - wypalił na wejściu Werner, wszyscy odwrócili głowę w jego kierunku i lekko uchylili usta ze zdzwienia. Nie wiadomo dlaczego, ale Amelia zaczęła się bać.
- Miło mi trenerze, pan też mimo swojego dość niekorzystnego wieku wygląda przyzwoicie - teraz w centrum uwagi znajdowała się dwudziestopięciolatka. Wzbudziła niemałe zainteresowanie w całym sztabie szkoleniowym, jak i samej kadrze skoczków. Aż sam Andreas zaczął się śmiać z Karlem. Werner już nie odpowiedział jej, strzelił tylko lekkiego buraka i skierował wszystkich w kierunku odprawy. Amelia zaczęła uśmiechać się sama do siebie. Nie wiedziała nawet czemu, ale poczuła się w ich towarzystwie bardzo dobrze. Poznała ich raptem minutę temu, a już wiedziała, że odnajdzie wspólny język z tymi ludźmi. Zazwyczaj robiła na wszystkich niezbyt dobre wrażenie, a tym razem poczuła się inaczej. Chwyciła swoją walizkę, po czym zauważyła obok siebie chłopaka z brązowymi włosami, dużymi, piwnymi oczami oraz uśmiechem, który rzucił jej się w oczy. Poczuła jego rękę na swojej dłoni. Było to tylko chwilowe. Czuła, że skoczek odciąża ją i pomaga jej nieść bagaż.
- Richard - od tamtej chwili nie mogła zapomnieć o jego zniewalającym uśmiechu i niskim, ciepłym głosie.

      Cała kadra wraz z Amelią znajdowała się już w samolocie. Lot miał trwać półtorej godziny, więc dość niewiele czasu. Miejsce dziewczyny trafiło się między Wernerem, a właśnie Freitagiem. Jej brat siedział z Wankiem i Geigerem, a reszta była skazana na nudziarza Neymayera. Nic do niego nie miała, ale zdobił na niej dziwne pierwsze wrażenie. Właśnie miała udać się na swoje miejsce, trzymała w ręce swoją kartę pokładową. W tle słyszała stewardessę, która mówiła po niemiecku i angielsku, żeby sprawnie zajmować wyznaczone siedzenie. Brunetka nie mogła znaleźć na swoim bilecie, gdzie dokładnie miała usiąść. Na początku nie wiedziała, że właśnie miejsce A16 znajduje się pomiędzy Schusterem i jej nowym kolegą, który posiadał chyba najsympatyczniejszy uśmiech na całym świecie.
- Idź w kierunku swojego nowego adoratora - wyszeptał jej ktoś do ucha. Usłyszała znowu ten przyjemny głos. Nie myliła się, odwróciła swoją głowę i za nią znajdował się Richard.
- Chyba to czas na panikę - wybuchnęła, tak dawno przecież się szczerze nie śmiała. No chyba wtedy, kiedy zapaliła zioła. To były jedyne momenty, w których dziewczyna nie miała wyjścia i musiała się uśmiechać. Jednak w takiej chwili bardziej stawała się podatna na różne czynniki.
- Widać, że Werner jest najwyraźniej tobą zachwycony. Słyszałem przy odprawie biletowo-bagażowej jak mówił coś o tobie naszemu fizjoterapeucie.
- Zaśmiałabym się głośniej, ale wiesz...Ludzie tutaj są. A to on nie ma żony?
- Są w separacji, ale raczej nic z tego nie będzie. Ale jak widać trzyma się chłopak. To dobry człowiek, nie dziwię się, że decyduje rozstać się ze swoją żoną. Cięta była, a po za tym nie przepadała chyba za jego pracą. On to rzeczywiście kocha. Skoki narciarskie to chyba najpiękniejszy sport na świecie. Ale o całym fenomenie skoków musiałbym ci opowiadać godzinami.
- A ktoś powiedział, że nie mamy tyle czasu?
- Jak wrócimy do Niemiec, zabieram cię na kawę.
- A co powiesz na austriacką kawę?

      Alex właśnie wyszedł spod prysznica. Wytarł swoją mokrą, rozgrzaną skórę, po czym zakrył dolne części ciała puchowym ręcznikiem. Na stoliku nocnym czekała na niego whisky, a on aż sam uśmiechnął się w duchu. Brakowało mu tego. Brakowało mu tej utraconej prywatności. Prawie pół roku poza domem, w obcych krajach bez chwili wytchnienia. Teraz mógł zapomnieć o całej, popieprzonej rzeczywistości i dobrze bawić się na gali. Bez swojej żony. Niestety? Zadawał sobie to pytanie od przekroczenia granicy miasta. Nie miał wyrzutów sumienia, że zostawił Angelę w Innsbrucku. Sama chciała. Może po prostu coraz bardziej mniej jej zależało? On czuł to, że z każdą sekundą jego żona dorzucała nową cegłę, która budowała ich mur. Jednak sam Alex nie umiał, albo nie chciał już go burzyć. Zaczęło brakować mu po prostu siły. Nagle usłyszał mocne pukanie do drzwi. Nie wiedział, kogo mógł się spodziewać o tej porze. Gala rozpoczynała się o dziewiętnastej, więc kto do cholery miał odwagę przerywać jego spokój. Miał nadzieję, że to tylko obsługa hotelowa.

Albo moja kochana żoneczka. 

      Otworzył drzwi. Nie wiedział w tamtej chwili, czy śni, czy może to naprawdę rzeczywistość. Poczuł, jakby ktoś walnął go z całej siły w twarz. Zobaczył kruchą, brunetkę, która była opatulona w sam szlafrok. Czuł, że powoli rozbiera ją wzrokiem. Nie mógł się opamiętać.

Alex, cholera. Ogarnij się.

- Przepraszam. Myślałam, że to mój pokój i mojego brata, Andreasa Wellingera. Jasna cholera. Ale mi głupio, jeszcze raz przepraszam pana.
- Nic się nie stało - tylko tyle umiał z siebie wydobyć. Miał wrażenie, jakby ktoś odciął mu jedyne źródło tlenu. Nawet nie zamknął drzwi. Stał tam. I patrzył na piękną, młodziutką dziewczynę. Kiedy zdołał powiedzieć do niej te cztery słowa: "nic", "się", "nie", "stało", skłamał. Tak naprawdę od tamtego momentu nie mógł wymazać obrazu tej dziewczyny sprzed oczu. Stali jeszcze w krępującej ciszy kilka sekund. Ona uciekła z rumieńcem na twarzy. A Alexander ciągle nie zmieniał swojego miejsca i wzrokiem podążał za nieznajomą.

- No wróciłaś wreszcie. Powiedz mi, co to za problem przynieść ręczniki? - zapytał z niecierpliwością i z nutą irytacji najmłodszy skoczek kadry Niemiec. Popatrzył się dziwnie w kierunku swojej starszej siostry i od razu wyczuł, że coś jest nie tak.
- Ja. E..No wiesz...Tu jest siedem pięter, błądziłam na naszym korytarzu. Pokój dwieście...No i końcówki zapomniałam. Wybacz. - wydukała swoją kwestię szybko, po czym zauważyła na swojej twarzy rumieńce. Uśmiechnęła się pod nosem, nawet nie wiedziała dlaczego. Przecież nic takiego wielkiego się nie wydarzyło, a czuła się tak, jakby poznała co najmniej kogoś sławnego. Wpadła do pokoju dorosłego mężczyzny. Przystojnego. Dalej nie mogła wymazać z pamięci jego dużych, prawie czarnych oczu. Wiedziała, że miał z czterdzieści lat, ale nie przeszkadzało jej to. Odniosła wrażenie, że znała skądś tego człowieka.

Tylko nie domyślała się, że miała go przez taki długi okres czasu prawie na wyciągnięcie ręki.

      Rozczesywała grzebieniem swoje splątane, mokre włosy, myślała, że chociaż to zajęcie odwróci jej uwagę od bruneta. Wiedziała, że pewnie go już nigdy nie spotka, ale nie mogła zapomnieć tego, w jaki sposób on na nią wtedy patrzył.

    Rozsmarowywała ostatnią warstwę kremu waniliowego na swoje nogi, dekolt i ręce. Użyła perfum Givenschy i nałożyła na swoją szyję ostatnią ozdobę, która dopełniała kreację. Do czarnej sukienki z wcięciem przy udzie i rozcięciem na plecach wybrała złoty łańcuszek z wielkimi perłami. Włosy były idealnie wyprostowane, na szczęście podcięła końcówki  tuż przed wyjazdem, więc efekt okazał się bardzo zadowalający. Założyła na swoje nogi piętnastocentymetrowe szpilki, usta jeszcze raz podmalowała kremową szminką, a do ręki wzięła swoją kopertówkę z perłami. Uśmiechnęła się, ponieważ pierwszy raz w życiu poczuła się tak atrakcyjnie. Miała po prostu wrażenie, że coś ważnego stanie się tego wieczoru.
- Andi? - odwrócił się w jej kierunku, po czym złapał się za głowę. - Może być?
- Amelia...Nigdy ci tego nie powiedziałem, bo oficjalnie się nie lubimy, ale wyglądasz przepięknie. Werner będzie atakował, więc szykuj się - Andreas wystawił jej język, po czym podał jej rękę.
- Ty też...Już się chyba nie uwolnię od tego człowieka.
- Być może. No robisz wszystko na przekór temu. Idziemy panno Wellinger?
- Prowadź i spraw, żebym ten wieczór spędziła wyjątkowo.

      Do Teatru Narodowego dojechali w zaledwie piętnaście minut. Cała gala miała odbyć się w tym majestatycznym gmachu. Amelia podziwiała piękny Wiedeń, zawsze chciała zwiedzić to miasto, teraz praktycznie nie miała takiej okazji, ale przynajmniej napawała się tylko urywkowo zjawiskową stolicą Austrii. W aucie Niemcy nie oszczędzali komplementów młodej szatynce. Richard ciągle zagadywał dziewczynę, ale Amelia nie ukrywała, że w towarzystwie Freitaga jak i Wanka czuła się nadzwyczaj dobrze. Świetnie zaczęli się porozumiewać od pierwszych chwil ich znajomości. Przecież całą podróż przegadała z Richardem, no oczywiście podkreślając, że przedrzeźniali Wernera na każdym kroku. Na początku lotu trener starał się być zalotnikiem dziewczyny, jednak nawet najtwardszego zmógł głęboki sen. Nie mówiąc, co Richard wkładał Schusterowi do ust podczas jego drzemki...

      Kiedy dojechali, Amelia patrząc na ogromny gmach teatru, poczuła się jak gwiazda. W okół niej było setki fotoreporterów, telewizja. Nie zdawała sobie na początku, jak ważne jest to wydarzenie w Austrii i ogólnie świata sportu. Najwięksi sportowcy z Niemiec, Austrii i Szwajcarii właśnie tego dnia zebrali się w Teatrze Narodowym.
- Richard... - złapała go mocno za ramię i zatrzymała.
- Tak? Coś się stało?
- Nie wiem, jak mam się zachowywać przed "takimi" ludźmi.
- Oni nie gryzą. Bądź sobą, tylko lepiej unikaj tych starszych, a i omijaj lepiej drużynę Austriaków. Werner ma z Alexem na pieńku. Nie pytaj się dlaczego, mało interesująca historia.

No pewnie, gdybym tylko wiedziała jak wyglądają te latające cyborgi i ich trenerek na czele.

- Dobra, dam radę. Nawet taki Federer mnie nie przestraszy!
- Jesteś niemożliwa, Amelia.

      Po wysłuchaniu dość nudnej przemowy trzech ministrów sportu i kilku mało znaczących osób w tym biznesie, zaczęła się prawdziwa zabawa. Amelia udała się wraz z Freitagiem i Wankiem w kierunku wyznaczonych stolików. Był z tym lekki problem, gdyż miejsca było zarazem bardzo dużo jak i bardzo mało. Ludzi chyba było tysiące, wszyscy przeciskali się przez dużą salę na parkiecie. Dziewczynie jednak to nie przeszkadzało. Sam fakt, że znajdowała się na takiej imprezie sprawiał, że jej humor zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Już od samego przekroczenia gmachu teatru, pokochała to miejsce. Czuła się, jakby znajdowała się w królewskim zamku. Otoczona przez same sławy, ona - drobna dziewczyna z małej miejscowości w Bawarii. Jednak Andreas to kochany brat, ale często go nie doceniała. Może to dziwne, ale zauważyła, że od przyjazdu tutaj "coś" uległo lekkiej zmianie. Nie zachowywała się się jak głupia egoistka, okazywała swoje bardziej ludzkie odruchy i miała wrażenie, że została zaakceptowana przez skoczków i cały sztab. I nawet nie wiedziała, że zaczęło jej zależeć na tej akceptacji. Richard sięgnął po zimną Finlandię stojącą obok wazonu i polał ją do szklanek Amelii, Wellingera oraz Wanka, Karl zabawiał się już z blondynką, bodajże jakąś daleką kuzynką Neymayera. Nie wywoływała większego zainteresowania, no tylko Geiger padł ofiarą.
- Za co pijemy? - zaczął wznosić toast Wank. Spojrzał się porozumiewawczo w naszą stronę, a brat Amelii zaczął.
- Wanki, pijemy za coraz lepsze sukcesy, za złoto w Soczi, za naszego Wernera, aby zainteresował się kimś innym niż nasza droga Amelia, za dobry seks i za lepsze życie  - nie wiadomo czemu, ale Wellinger gdy wypowiadał ostatnie słowa, przeniósł wzrok na swoją siostrę i zatopił się w jej miodowym spojrzeniu.
- No to zdrowie panowie - podniosła szklankę do góry na znak toastu i zanurzyła usta w zimnej, skandynawskiej wódce. Nie zdążyła się obejrzeć, jak kolejne porcje alkoholu w szybkim tempie dostają się do jej organizmu. Zaczęła się czuć błogo, zachowywała się swawolnie, a uśmiech nie znikał jej z twarzy. Wiedziała, że brakowało jej jeszcze zioła, ale szybko odrzuciła tę myśl, gdy Richard wstał z krzesła i wyciągnął do niej dłoń.
- Mogę prosić?
- Oczywiście proszę pana - podała delikatnie rękę młodemu Niemcowi, po czym zaczęli wirować na parkiecie. Amelia zdziwiła się, ponieważ była pewna, że to przyjęcie będzie bardziej sztywne, zaaranżowane pod ludzi po czterdziestym piątym roku życia. Jednak usłyszała dość nowoczesne piosenki z różnych stron świata. Teraz wariowali do żywej, rytmicznej muzyki niemieckiej. Nie przepadała za nią, ale z każdą chwilą coraz mniej jej to przeszkadzało. Tylko wpatrywała się w dołeczki Richarda i cieszyła się z każdej chwili. Nagle poczuła, że wpadała w ramiona kogoś innego. Do jej nozdrzy doleciał intensywny zapach męskiej wody po goleniu i perfum Kleina. Doskonale je znała. Przeszły ją ciarki, kiedy poczuła jego silne ręce na swojej drobnej talii. Przywarła do niego całym ciałem, a w tle leciał refren "Derniere Danse". Czuła, że zatraca się w tańcu z tym mężczyzną. Nie mogła uwierzyć, co działo się w tym momencie. Kiedy wodził dłońmi po jej nagich plecach, coś w niej drgnęło.
- Już się spotkaliśmy dzisiaj. - znała już ten głos, ten niski ton, spowodował, że dłonie zaczęły jej się pocić. - Jestem Alexander, wierzysz w przypadki? - i wtedy ujrzała jego ciemne oczy. Od tamtej chwili wiedziała, że to nie mógł być przypadek.

***
Strzał w dziesiątkę moim zdaniem. Piszcie, jakie wrażenia. Nowe opowiadanie, nowa historia, chyba najlepszy pomysł na jaki wpadłam. Mam ochotę zamieścić dużo wątków, mam nadzieję, że mi się uda. Podoba mi się ten rozdział, po raz pierwszy chyba napisałam, co trzyma się kupy. Komentujcie i życzę miłego czytania :)

czwartek, 23 stycznia 2014

Oni tworzą tę historię...





Główna bohaterka:
Amelia Wellinger
Egoistka, zapatrzona w siebie dziewczyna, która nie wpuszcza nikogo do swojego serca. 
Bawi się ludzi, a na co dzień gra dobrą aktorkę. Wychodzi jej to nadzwyczaj dobrze. 
Studiuje prawo na uniwersytecie w Innsbrucku, urodziła się w Ruhpolding. Jest siostrą Andreasa Wellingera.

Pozostali:

Andreas Wellinger


Alexander Pointner


Richard Freitag 

Thomas Morgenstern